Zanim się pojawiłeś – 5 powodów dla których lubię powieść Jojo Moyes
Lou Clark ma dwadzieścia sześć lat, nigdy nie opuściła rodzinnego miasteczka, a w CV w rubryce zawód może wpisać kelnerka i fryzjerka. Will kocha sporty ekstremalne, podróżował po świecie, wspinał się na najwyższe góry i był świetnie zarabiającym bankierem. Był, bo w wyniku wypadku został sparaliżowany, może poruszać tylko głową i odrobinę palcami.
On jest zgorzkniałym fatalistą, ona niepoprawną optymistką. Gdy przez przypadek Lou zostaje opiekunką Willa, sytuacja nie przedstawia się różowo. Młody mężczyzna jej nie znosi. Dziewczyna marzy o znalezieniu innej pracy. Po pewnym czasie stopniowo ich chłodne relacje się ocieplają. Will zaczyna pomagać Lou, zachęca ją do podejmowania śmiałych decyzji i czerpania z życia ile tylko można. Lou natomiast stara się przekonać Willa, że nawet jako inwalida może być szczęśliwy. I w końcu… zakochują się w sobie.
Taką oto opowieść wyczarowała angielska pisarka i dziennikarka Jojo Moyes. Jej książka triumfowała na szczytach list bestsellerów (tytuł sprzedano podobno w ponad 6 milionach egzemplarzy), a to skutecznie przykuło uwagę wytwórni filmowych. Od premiery powieści minęły niecałe trzy lata, a w kinach już możemy oglądać jej ekranizację. Czy warto pójść na film, tego (jeszcze) nie jestem pewna, wiem natomiast, że książka jest więcej niż dobra.
Za co lubię „Zanim się pojawiłeś”?
1. Nie taki romans straszny – to świetna historia
Rzadko trafiam na dobry romans. Tak już mam, że często jest dla mnie za słodko, za naiwnie, zbyt nieprawdopodobnie. Jednak wbrew pozorom „Zanim się pojawiłeś” nie jest romansem. Dla mnie to powieść obyczajowa z mocno rozbudowanym wątkiem miłosnym, część recenzentów umieszcza ją w szufladce melodramat. Jak zwał, tak zwał, historia jest świetna. A raczej jest świetnie napisana.
Czerpiąc ze znanych fabularnych schematów (trochę Kopciuszka, trochę brzydkiego kaczątka) autorka, niczym doświadczony gawędziarz, stworzyła opowieść emocjonującą, momentami kontrowersyjną, pobudzającą do myślenia, taką która nie pozwala czytelnikowi na pozostanie obojętnym. Albo ją lubimy albo nie.
„Zanim się pojawiłeś”, USA, 2016, reż. Thea Sharrock, obsada: Emilia Clarke, Sam Claflin, Janet McTeer, Charles Dance, Brendan Coyle, Jenna Coleman, Matthew Lewis, Vanessa Kirby. Polska premiera: 10.06.16
2. Clark & Clarke – Louisa jest super!
Lou Clark (grana w filmie przez Emilię Clarke) jest niesamowita bohaterką. Jej energia, gadulstwo, szczerość i kolorowe, zupełnie niepasujące do siebie ciuchy tworzą taką mieszankę, że zwyczajnie chyba nie da się jej nie polubić. I w książce, i w filmie (widać to nawet na krótkich zwiastunach) emanuje urokiem, jest po prostu czarująca.
Z zewnątrz wydaje się pewna siebie (trzeba mieć przecież odwagę, by założyć pasiaste rajstopy a la pszczółka), jednak w rzeczywistości to pozory. Ma swoje problemy, nie bez powodu boi się zmian. Od sześciu lat pracuje w małej kawiarni Bułka z Masłem i nie opuszcza swojej rodzinnej niewielkiej mieściny. Tylko przez przypadek, powodowana determinacją znalezienia nowego źródła dochodów, podejmuje się pracy opiekunki niepełnosprawnego Willa Traynora. To barwa i nietuzinkowa postać, pełna sprzeczności, a przy tym ciepła i serdeczna. Po zobaczeniu trailerów filmu, trudno mi wyobrazić ją sobie inaczej niż jako Emilii Clarke. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wybranie tej aktorki do roli Lou to strzał w dziesiątkę.
3. Życie to nie bajka – trudne tematy w „Zanim się pojawiłeś”
Czy dużo znacie książek z niepełnosprawnymi bohaterami, którzy nie mogą się ruszać? Kilka tytułów można wymienić (np. „Skafander i Motyl”), ale nie będzie to zbyt długa lista, prawda? Podjęcie przez autorkę tego tematu było odważne. Jeszcze odważniejsze było pisanie o eutanazji. W internecie trafiłam na artykuł o protestach osób poruszających się na wózkach inwalidzkich wobec filmu „Zanim się pojawiłeś”. Argumentowali, że bycie niepełnosprawnym nie przekreśla szans na szczęśliwe życie, że film jest pochwałą eutanazji. Jeszcze nie widziałam filmu, w recenzjach trafiam tylko na informację o „niesatysfakcjonującym” zakończeniu, ale jakie ono jest…? Czytałam natomiast książkę i jeśli odnieść te protesty do jej treści, to wydają mi się bezpodstawne.
Lou szukając sposobu na uratowanie Willa kontaktuje się z wieloma niepełnosprawnymi osobami, często prowadzą oni szczęśliwe i udane życie. Nie ma w powieści przesłania, że każda ułomność fizyczna bezpowrotnie niszczy los inwalidy. Natomiast kontrowersyjna eutanazja, o którą Will prosi bliskich od razu wzbudza w nich opór, strach i sprzeciw. Autorka nie ocenia Willa ani reakcji jego rodziny i przyjaciół, opisuje całą sytuację, ale nie podaje swojego werdyktu na tacy. To czytelnik musi wysilić swoje szare komórki i trochę nad tym pogłówkować. I to mi się podoba.
4. Bez różowych okularów – realistyczny portret rodziny
Kto wkurza nas najbardziej? Nie, nie chodzi mi o imprezujących i wścibskich sąsiadów (może dlatego, że szczęśliwie takich nie mam). Rodzina – to nasi najbliżsi mają niesamowity talent do drażnienia nas i wkurzania. Nie jest to wcale takie dziwne, przecież znają nas najlepiej i spędzamy z nimi najwięcej czasu. Nawet patrząc na to statystycznie, mają po prostu więcej okazji do popsucia nam humoru niż pan/pani x z warzywniaka. A gdy się jeszcze mieszka w niewielkim lokum, przy różnicy temperamentów i poglądów może być gorąco.
Lou mieszka z chorym dziadkiem, rodzicami, niezamężną siostrą i jej małym synkiem. I choć jest to w gruncie rzeczy szczęśliwa, wspierająca się wielopokoleniowa rodzina, to bywa tłoczno i głośno, są małe nieporozumienia i duże konflikty. Lou ma inne podejście do życia niż jej kochająca, wiecznie sprzątająca mama, a teksty jej taty oceniające to, jak się ubiera czy jakie ma predyspozycje zawodowe, niejednego mogłyby zdołować. Najbardziej skomplikowane relacje są między siostrami. Każdy z nas ma chyba w domu swoją „łatkę” przypiętą przez rodziców. Lou jest tą niezaradną i niezbyt błyskotliwą, w przeciwieństwie do siostry, która jest postrzegana jako bardzo uzdolniona i mądra. Spokojny sen domowników zakłócają też problemy finansowe. Wszystko to tworzy udany portret współczesnej rodziny. Bardzo mi się podoba, że autorce udało się pokazać, że bliscy potrafią być irytujący, że to, że się kochamy i dbamy o siebie, nie oznacza, że na co dzień jest idealnie.
5. To nie „Love, Rosie” czyli nie zawiodłam się na bohaterach
Gdy wszyscy dookoła mówią Ci przeczytaj, gdy recenzje i artykuły w prasie obiecują Ci super wrażenia, ba nawet do kin wchodzi jeszcze film oparty na książce, wtedy myślisz sobie, no spróbuję, skoro wszyscy tak chwalą, to chyba musi to być coś fajnego. NIE MUSI! Możesz mieć inny gust niż autorzy recenzji, możesz trafiać na artykuły sponsorowane nastawione na reklamę i wreszcie (jak często się to zdarza!), po tych wszystkich ochach i achach, oczekiwać gwiazdki z nieba.
Tak własnie miałam w przypadku powieści „Love, Rosie” – oczekiwałam zbyt wiele. Wszyscy chwalili, przeczytałam i… rzuciłam książkę w kąt. Filmu do dziś nie obejrzałam. Żeby nie spojlerować, bo może jednak ktoś jeszcze tej powieści nie czytał – „Love, Rosie” czyta się dobrze, historia wciąga, emocjonuje, ale bohaterowie… Wkurzali mnie niesamowicie! A to zakończenie! Wiem, że na świecie jest wiele życiowych ciap, co to nie wiedzą czego chcą, ale tych dwoje przekroczyło wszelkie granice.
Jaką ulgą było dla mnie to, że Clark i Will z „Zanim się pojawiłeś” nie powtórzyli tego schematu i okazali się ludźmi myślącymi i przedsiębiorczymi. Owszem Lou nie była pewna co chce robić i jej przyszłość długo dryfowała donikąd w małym miasteczku, ale to nic w porównaniu do chaotyczności i niezdecydowania w życiu bohaterów „Love, Rosie”. Trochę wahałam się przed kupnem „Zanim się pojawiłeś”, myśląc że historia przereklamowanej książki się powtórzy, ale naprawdę mile się zdziwiłam.
Przy zakupie drugiej części („Kiedy odszedłeś”) już nie miałam wątpliwości. : )
Tytuł: Zanim się pojawiłeś
Autor: Jojo Moyes
Tłumaczenie: Dominika Cieśla-Szymańska
Wydawnictwo Świat Książki
Ilość stron: 383
Premiera: 27.04.16 (II wydanie z filmową okładką)
– – – – – – – – – –
Opublikowano: 17.06.16