Grafik pod latarnią
czyli moda na okładki z latarnią w tle.
Czy zauważyliście, że gdy książka ma trudny do zilustrowania tytuł, a akcja przynajmniej zahacza o miasto, to na okładce często można spotkać… latarnie? Bo jak pokazać „Więźnia nieba” albo „Taki wstyd”? A „czasy, gdy ubywało światła”? Grafik też człowiek, nie zawsze sypie pomysłami jak z rękawa. Są takie dni, kiedy wena obrażona, zniechęcona nie nadchodzi. A deadline przeciwnie, zawsze przychodzi za wcześnie. I co wtedy? Wtedy, a jakże, warto przytrzymać się latarni.
Ileż tu symboli i ukrytych znaczeń. Mamy tajemnicę, światło, do którego zatrwożony człowiek lgnie niczym ćma, urokliwe uliczki i niebezpieczne zaułki, a nawet inne wymiary, jeśli wierzyć C.S. Lewisowi (temu od starej szafy). Kłopot (co prawda mały) w tym, że nawet średnio uważny czytelnik po słynnej powieści „Cień wiatru” zapamiętał już po wsze czasy latarniany motyw i teraz co i rusz okładki z latarnią wydają mu się tak podobne do hiszpańskiego bestselleru, że ma ochotę zakrzyknąć „hej, ale to już było”. Ja w każdym razie tak mam. A że śledzenie takich książkowych ciekawostek sprawia mi frajdę, to przygotowałam dla was małe zestawienie naszych rodzimych latarnianych okładek. :)
Zacznijmy od wspomnianego hitu…
Niewykluczone, że czasem nawiązania do znanej okładki „Cienia wiatru” są celowym zabiegiem. W końcu książka dobrze się kojarzy. I tak, w księgarniach można spotkać sporo okładek z latarniami w stylu starych, lekko wypłowiałych, sfatygowanych fotografii.
W podobnym klimacie, ale z mocnymi, żywymi kolorami, ukazała się seria kryminalna o Cormoranie Strike’u.
Co o tym myślicie? Lubicie ten nostalgiczny motyw, czy trochę się Wam już „przejadł”? A może kojarzycie jeszcze jakieś okładki z latarnią?