O tym, że „Niedaleko pada trup od denata”, odmóżdżającej pracy w „Magazynie” i o tym, że ciekawi świata się nie nudzą. Miniaturki #7









Nudzą się tylko nudni ludzie. Tak uważam, serio. Dlatego też, te wszystkie porady, artykuły w sieci podpowiadające co tu robić w domu w czasie pandemii koronawirusa bardzo mnie dziwią? Ktoś się nudzi? Ktoś ma CZAS na nudę? 

Ja jestem jak mały robocik, który zasuwa i ściga się z czasem, kombinując jak połączyć to, co trzeba i należy, z tym co lubię i czego mam ochotę się nauczyć/poznać. Nuda to zjawisko mi nieznane. Co innego stan nie-chce-mi-się. To już prędzej. I przyznaję, w czasie koronawirusowego szlabanu domowego, owszem, dni wyglądają podobnie, ale bez przesady, tyle rzeczy i spraw jest do zrobienia, że nie ma czasu pier…  marudzenie. 

I ciekawa sprawa z tym czytaniem. Podobno warunki do lektury teraz idealne. No może. Ale nie u mnie. Dopiero niedawno wróciła mi chęć czytania. W marcu myślami byłam gdzie indziej i czytanie zupełnie mi nie szło. Jeśli już chciałam się oderwać od tu i teraz, to oglądałam z młodszą córką filmy o Avengersach (chronologicznie, od Iron Mana do Capitan Marvel i nagle wszystko zaczęło mieć sens ;) ) Ale na poważnie, to po prostu nie w głowie było mi wtedy czytanie, ciężko było się na tym skupić. Pochłaniały mnie inne, przyziemne sprawy: jak się przygotować do pandemii, czy będzie kryzys gospodarczy, co mogę w związku z tym zrobić, jakie są nowe przepisy i zalecenia, co należy kupić, jakie mają być w końcu te maseczki. No i komedia sezonu – nauka zdalna. To znaczy cieszę się, że w ogóle jest jakieś nauczanie, że nie będzie powtarzania roku szkolnego, ale tak patrząc na to wszystko (mam dwie córki w podstawówce, klasa 4 i 6), to organizacyjne tak średnio to wygląda. Bo wiecie, brak w tym jakiegoś uporządkowania. Polski i niemiecki na Zoomie, historia na takiej platformie, załóżcie jeszcze konto na stronie tej i tamtej, wydrukujcie, pobierzcie, przyślijcie…

Początki były chaotyczne, teraz już jest w porządku (w sumie, stacjonarnie czy online, największe znaczenie ma nastawienie ucznia). Co ciekawe, znam obecnie nauczycieli dzieci z imienia, maila i nazwiska. Więcej nawet, mam też swój prywatny ranking nauczycieli. Dzielę ich na tych, którym się chce (lekcje na Zoomie, nagrywanie własnych filmów (wow!), kombinowanie jak dzieci czegoś nauczyć) i na z(a)walaczy, czyli tych, którzy piszą tylko, co dzieci mają przeczytać i jakie ćwiczenia zrobić. Zero tłumaczenia. I tak na przykład wygląda na to, że lekcji biologii i przyrody mogłoby w szkole u moich córek nie być w ogóle. Okazało się, że do nauki tego przedmiotu wystarczy by uczeń przeczytał w domu dany temat z podręcznika i zrobił do niego ćwiczenia. Wnioskuję to po tym, że od połowy marca nauczycielki tych przedmiotów nie zrobiły nic ponadto. Tak to każdy potrafi uczyć.

Jako że do wszystkiego można się przyzwyczaić i rzeczywistość domową już ogarnęłyśmy z dzieciakami (Avengersów też wszystkich obejrzałyśmy :) ), to nawet coś przeczytałam i, uwaga, uwaga, o tym napisałam… ;)

„Niedaleko pada trup od denata”

Z uśmiechem zawsze do twarzy, tylko czasem brakuje nam odpowiednich “okoliczności przyrody”. Otóż w “Niedaleko pada trup od denata” owe okoliczności są bardzo sprzyjające, można sobie przepięknie poćwiczyć mięśnie twarzy. ;)

W pewnym małym miasteczku dochodzi do zbrodni (nie jednej!). Morderca nie lubi chyba literatury (a może wręcz przeciwnie?), bo za cel obiera sobie co poniektórych pisarzy. Poleje się krew, pewien wynalazca mocno namiesza, staruszki wyruszą na misję specjalną, a w bibliotece (o zgrozo!) nie będzie cicho. Co więcej, dziennikarz z policjantem będą konkurować o względy przyjezdnej dziewczyny, a ta, zamiast adoratorami, bardziej będzie zainteresowana znalezieniem zabójcy. Niektórzy będą nawet utrzymywać, że w miasteczku pojawił się demon. Tylko Emilia Gałązka zachowa stoicki spokój – zawsze wiedziała, że koniec świata jest blisko, a nawet chętnie już by tę katastrofę zobaczyła, bo jest przygotowana na wszystko od ataku zombie po uderzenie meteorytu. 

Była pierwszym i chyba jedynym w okolicy preppersem, a że była kobietą, i to w dość średnim wieku, samotną, niezamężną i bezdzietną, wzbudzała w okolicy raczej śmiech niż podziw. 

Okolica była pełna prawdziwych mężczyzn, takich, co to nie piorą skarpetek, nie jeżdżą po trzeźwemu i nie wiedzą, że homo jest sapiens.

Tego dnia, wracając do domu, planowała pogłębienie wykopu wokół sadu, w którym wpuściła już wodę z rzeczki i zrobiła prowizoryczną fosę, do której planowała wpuszczenie piranii, ale to było niewykonalne. To znaczy fosa jak najbardziej, nawet właściwie już została zrobiona, lecz wpuszczenie tam piranii już nie.

Postanowiła pozostać przy rozpuszczeniu plotek o piraniach. Ze względu na stan umysłowy okolicznych zombie to wystarczyło.

Zombifikacja sąsiedztwa była duża i opierała się na trzech różnych rodzajach zombie. Byli to ci, którzy spędzali życie między pracą a telewizorem, inni, którzy zombifikowali się alkoholem, i wreszcie tacy, którzy robili to za pomocą dopalaczy i trawnikowych grzybków halucynogennych. (Iwona Banach „Niedaleko pada trup od denata”, s. 13.)

Jak widzicie po powyższym cytacie, „Niedaleko pada trup od denata” posiada niecodzienny klimat. To czarna komedia pełna ironii i nierealnych (czyżby?) sytuacji. Bardzo mi się spodobała, a mnie naprawdę trudno rozśmieszyć słowem pisanym. Szczęśliwie dla mnie było i wesoło, i wciągająco. Rozwiązanie zagadki kryminalnej mnie zaskoczyło, a perypetie zwariowanej ciotki i jej siostrzenicy były tak niezwykłe, że aż śmieszne. Jeśli lubicie komedie kryminalne, to sięgnięcie po „Niedaleko pada trup od denata” może być dobrym pomysłem.

„Magazyn”

Męczyłam “Magazyn” długo. Uparłam się przeczytać tę powieść do końca, bo uznałam, że tematyka jest ważna i jeśli mam w ogóle coś przeczytać w okresie pandemii koronawirusa (czytanie w marcu totalnie mi nie szło), to powinno być to coś mądrego. Niestety szło opornie. Tak do około 200 strony. Potem było już z górki ;)

Autor, Rob Hart, opowiada w „Magazynie” historię Gibsona (bogacza, który stworzył Chmurę, firmę dominującą w sektorze zakupów internetowych; giganta, który wpływa na gospodarkę Stanów Zjednoczonych), Paxtona (mężczyzny w średnim wieku, który po upadku swojej firmy i kilku latach pracy jako strażnik więzienny szuka nowej, lepszej pracy w Chmurze) oraz Zinnii (młodej kobiety pracującej jako szpieg i zabójca, która otrzymała intratne zlecenie zdobycia kompromitujących materiałów na temat Chmury).

Losy całej trójki zazębiają się. Czytelnik poznaje wydarzenia z ich punktu widzenia – rozdziały napisane są naprzemiennie z perspektywy każdego z bohaterów, czyli rozdział pt. Paxton, potem rozdział pt. Zinna i tak dalej. Ciekawy zabieg autora urozmaicający lekturę. 

Dużo miejsca (i jest to zrozumiałe ze względu na temat książki) Rob Hart poświęca na opisanie zasad działania Chmury, idei, które przyświecały jej twórcy oraz prawdziwemu życiu pracowników tej firmy (inwigilacja, wyśrubowane normy pracy, monotonia, wyzysk, a jednocześnie zadowolenie zatrudnionych osób z posiadanej pracy w czasie bezrobocia i katastrofy ekologicznej). Z jednej strony jest to podstawowa wartości tej książki, okazja do refleksji i przemyśleń, a z drugiej są to akurat te partie powieści, które w nadmiarze stopowały moją czytelniczą ciekawość na początku lektury. Dopiero z czasem temat mnie wciągnął i poczułam sympatię do bohaterów (właściwie tylko do Paxtona), na tyle by czytać z przyjemnością. Celowo napisałam, „temat”, a nie akcja książki, bo niestety fabuła nie przykuła mojej uwagi. Bardziej od losów Zinnii i Paxtona interesowało mnie funkcjonowanie i struktura Chmury (mocne skojarzenia z Amazonem: artykuł nr 1, artykuł nr 2, artykuł nr 3 ). I na tym chyba też najbardziej zależało autorowi książki. 

Na kartach powieści przewijają się też tytuły takie jak “Opowieść podręcznej”, „Rok 1984”, „Nowy wspaniały świat” czy „451 stopni Fahrenheita” i mniej znanego opowiadania Ursuli K. Le Guin „Ci, którzy odchodzą z Omelas”. Wydaje się, że marzeniem autora było dołączenie „Magazynu” do tego kanonu lektur dających do myślenia. Częściowo się to udało – choć nie czyta się tej książki z zapartym tchem, to na pewno skłania do zastanowienia się nad kilkoma sprawami i zapada w pamięć.

– Wiesz czym jest Chmura? Wyborem, którego dokonaliśmy. Daliśmy jej władzę. Pozwoliliśmy wykupić konkurencję. Pozwoliliśmy przejąć kontrolę nad rolnictwem. Oddaliśmy w jej ręce media, dostawców internetu, firmy telekomunikacyjne. Wmówili nam, że dzięki temu spadną ceny (…) Wydawało się, że jedyną przeszkodą na drodze do całkowitej dominacji Chmury jest ostatnia z wielkich sieci handlowych, ale wtedy zdarzył się Czarny Piątek i raptem ludzie zaczęli się bać wychodzić z domów, żeby robić zakupy*. Myślisz, że to był wypadek? Zbieg okoliczności?

*Chmura przysyła paczki z zamówionymi towarami za pomocą dronów.

– – – – – – – – – – – – – – –

Cykl Miniaturki to krótkie zapiski o przeczytanych książkach. Recenzje w wersji light.