Szach i mat – „Gambit”, najnowsza powieść Macieja Siembiedy.
Pisać tak, by czytelnik wciąż chciał więcej, by po przeczytaniu książki żałował, że nie może poznać jej bohaterów w realnym świecie, by szukał i sprawdzał, co w fabule było prawdą, a co fikcją. Pisać tak, by go trochę gryzło, by rozmyślał i zastanawiał się nad poznaną historią. Tak pisać, to trzymać czytelnika w garści. Szach i mat – taki właśnie jest „Gambit”, najnowsza powieść Macieja Siembiedy.
Autor, uznany dziennikarz, przyzwyczaił swoich czytelników do książek, w których historia przeplata się z fikcją, a fabuła skonstruowana jest na zasadzie skoków czasowych, raz w przeszłość, raz w teraźniejszość. Podobnie jest w „Gambicie”. Pomysł na fabułę narodził się podczas zbierania przez Macieja Siembiedę materiałów do reportażu.
Nie zdradzając za dużo i by nie psuć Wam przyjemności czytania, zacytuję okładkowy blurb:
Rok 1966. Jerzy Ostrowski, konstruktor samochodów i mistrz szachowy, zostaje uprowadzony przez tajniaków. Jest przekonany, że czeka go egzekucja z zemsty za brata, ułana AK, który naraził się nowym władzom Polski.
Rok 1943. Ludwik Kalkstein, gwiazda podziemnego wywiadu, zmienia front i doprowadza do aresztowania dowódcy AK. Wanda Kuryło, jeszcze niedawno współpracownica Kalksteina, rozpoczyna misję, która może odmienić powojenne losy Polski i Europy. W tym czasie w Oświęcimiu umiera jedyny człowiek, który może jej pomóc.
Co łączy losy mistrza szachowego, zdrajcy i dziewczyny o niezwykłej urodzie, która po wojnie stanie się agentką MI6, a potem amerykańskiego kontrwywiadu? Gdzie ukryty jest bezcenny skarb, do którego chcą dotrzeć za wszelką cenę szpiedzy Hitlera, Stalina, Churchilla i Roosevelta? Czy Wandzie uda się poznać tajemnicę człowieka, którego kochała? Czy powiedzie się jej zemsta?
Akcja skupia się na Wandzie, młodej, odważnej dziewczynie. To ona spaja tę wielowątkową historię. Czytając kibicujemy jej, zastanawiamy się czy postąpiła słusznie, snujemy domysły, co by było gdyby…
„Gambit” to zręczne połączenie thrillera, powieści sensacyjnej, szpiegowskiej i historycznej. By tak skomplikowany pomysł przekuć w bestseller, trzeba nie tylko świetnie operować słowem, ale też posiadać dużą wiedzę. W obu przypadkach autor radzi sobie znakomicie – co kilka stron napotykamy na prawdziwe wydarzenia, o których wcale nie tak łatwo dowiedzieć się dziś z podręczników do historii. (A jeśli już się o nich wspomina to w tak bezbarwny sposób, że sucha informacja nie zapada w pamieć).
Czy wiedzieliście na przykład, że pod koniec II wojny światowej Jasło zostało niemal doszczętnie zniszczone (podpalanie i wysadzenie budynków) przez Niemców i sympatyzującego z nimi ówczesnego starostę miasta?
Że w 1943 AK, pod dowództwem por. Zenona Soboty „Korczaka”, przeprowadziło brawurową, udaną akcję uwolnienia ok. 120 osób przebywających w więzieniu w Jaśle?
Że Brygada Świętokrzyska NZS uratowała kilkaset kobiet (głównie Żydówek, a także Polek, Francuzek, Belgijek i Holenderek) przed egzekucją w 1945 roku w obozie koncentracyjnym w Holiszowie (tereny Czech)?
Te i inne wydarzenia przewijają się przez karty książki.
– Pamiętasz akcję „Pensjonat” w sierpniu czterdziestego trzeciego? – zapytał w odpowiedzi. – Sześciu ludzi Korczaka z Kedywu nastraszyło pistoletem strażnika i wdarło się przed nocą do więzienia w Jaśle. Przez dwie godziny oporządzili całą załogę, bez jednego wystrzału, proszę ja ciebie. – Ostroga wymownie uniósł palec wskazujący. – Po dwóch godzinach wyszli, jakby nigdy nic, zostawiając w celach strażników powiązanych jak wieprzki i wyprowadzając grzecznie prawie półtorej setki więźniów, w tym naszych z AK. Gubernator Frank mało nie dostał apopleksji. Wywalił na zbita mordę szefa gestapo w Jaśle i naczelnika więzienia. Z wygodnych gabinetów przenieśli się do okopów na froncie wschodnim, gdzie, daj Boże, jakiś Iwan odstrzelił im łby z pepeszy. Pamiętasz? (Gambit, s. 177)
– Po wrześniu nie zdjąłem munduru – powiedział, ujmując ją po rękę i zwalniając kroku. – Z majorem Dobrzańskim, Hubalem, przez parę miesięcy dawaliśmy Niemcom nieźle popalić. Tu niedaleko, koło Końskich. Potem on zginął, a ja poniewierałem się z ZWZ u Grota -Roweckiego, później w AK. Chciałem walczyć. Tu jest Kieleckie, rozumiesz? – Stach wykonał szeroki gest wolną ręką. – Polska Sycylia. Ludzie przyjmują cię pod dach, podzielą się ostatnim kawałkiem chleb i oddadzą ostatnią koszulę. Ale nich cię ręka boska broni zrobić im jakąś krzywdę. Tu każdy nosi nóż w kieszeni, a zemsta jest święta. (Gambit, s.155)
Wielką przyjemność sprawiło mi czytanie o tym, jak, czasem wręcz beznadziejnie bohatersko, walczyli Polacy. Oczywiście książka nie jest jakąś laurką przedstawiającą Polaków (czy inne narody) w tylko jasnych kolorach, są też opowiedziane sytuacje kontrowersyjne, ale te pozytywne – walka, odwaga – o tym czytałam z dumą i radością. Aż się prosi by niektóre wydarzenia, biografie doczekały się dobrze nakręconego filmu.
Czy książka ma jakieś słabsze strony? Jeśli sięgacie po „Gambit” z myślą o pełnej napięcia książce szpiegowskiej, to jednak to trochę inne klimaty. Choć owszem, jest ciekawie i dynamicznie.
Druga sprawa – w pewnym momencie, po przeczytaniu większej części książki zaczęłam podejrzewać (trafnie), która z postaci jest fikcyjna, bo życiorys był już niemal filmowy. Zabrakło realizmu (chociaż nie ma wątpliwości, że do stworzenia tej postaci zainspirowała pisarza biografia faktycznie żyjącej osoby). Nic więcej nie mogę napisać, żeby nie robić spojlerów.
Jeśli lubicie powieści sensacyjne z domieszką historii, to bez wahania sięgnijcie po „Gambit”. Oprócz przygody, dostaniecie też spory łyk historii Polski w czasie II wojny światowej i PRL, który niektórym naiwnym jawi się dziś jako spokojny i wcale nie taki zły, tak jakby Polska była wtedy niezależna, jakby UB nie istniało i nie wykonywało gorliwie swojej „pracy”.